Clan Of Xymox "Farewell" (2003)
(Metropolis)
|
|

Ronny Moorings - Producer, Engineer, Mixing
Mojca - Producer, Cover Design
Dierk Budde - Mastering
(c)2003 Metropolis
|
1. Farewell
2. Cold Damp Day
3. There's No Tomorrow
4. Dark Mood
5. One More Time
6. It's Not Enough
7. Courageous
8. Into Extremes
9. Losing My Head
10. Skindeep
|
Po świetnej płycie "Notes from the Underground" (patrz pierwszy numer
Taboo) dostaliśmy kiczowaty, słaby i na domiar złego jeszcze podwójny album
"Remixes from the Underground" z przeróbkami utworów z poprzedniego
krążka. Płyta była sporym rozczarowaniem. Nie dość, że pokazywała, iż
Clan zbanalizował swoją muzykę podążając w stronę electro-tanecznej rąbanki
(a raczej pozwolił na to innym), to jeszcze była smutnym dowodem na to, że
dla popularności i kasy, zespół może posunąć się do czegoś takiego. Ronny
Moorings - frontman COX - zapewniał jednak, że było to tylko posunięcie
jednorazowe, ot taki tam eksperyment i ukłon w stronę DJ'ów. Cóż, może był, a
może nie był. Nie mniej niesmak po "Remixes..." spowodował, że moje
oczekiwanie na nowy album Holendrów jakoś osłabło, a gdy płyta się ukazała, nie
spieszyłem się zbytnio z jej przesłuchaniem.
"Farewell" wywołał we mnie mieszane uczucia, szczerze mówiąc spodziewałem się, że
będzie dużo gorzej. Być może Pan Moorings wziął ołówek i kartkę, po czym
obliczył procentowy stosunek fanów starego dobrego Clanu do fanów electro i tak
dobrał materiał na płytę? Dobra, przestanę już marudzić, bo płyta nie jest wcale
taka zła. Zresztą COX od zawsze miał przecież cią'GOTHKI do tanecznych
klimatów i śmiało można uważać ich za pionierów i ojców tych wszystkich
elektronicznych odmian gotyku. Nie sposób więc odmówić im prawa do picia materii
muzycznej ze swych źródeł. Z drugiej jednak strony, takie jawne przyznawanie się
do tych korzeni, implikuje pytania - czy COX się już wypalił, że zjada własny
ogon? Czy taki powrót nie jest dziś jedynie posunięciem wyrachowanych graczy? COX
jako stary wyjadacz na pewno zdawał sobie sprawę, że electro rozprzestrzenia się
dziś szybciej niż bakterie beztlenowe we włosach Violetty Villas, że
zorganizowanie Electro Parade przy Love Parade jest tylko kwestią czasu, że z
racji swej prostoty, te electro-rąbanki możne tworzyć nawet sześciolatek na swoim
domowym PC i w końcu, że tworząc w tej - niewymagającej zbyt dużego zaangażowania
- estetyce, Xymox bez większego wysiłku, może (wśród tej - coraz szerszej -
publiczności) odnieść sukces. No bo cholera, trzeba uczciwie przyznać, że Clan to
jednak solidna firma - wyśmienita produkcja, czyste wokale, dobre, zgrabne
melodie. W ich wykonaniu zatem nawet to nieszczęsne dark electro nie zawsze musi
brzmieć najgorzej. Przykład to chociażby utwór tytułowy, jest zgrabnie, jest
rytmicznie, jest tanecznie, ale ze smakiem. "Cold Damp Day" już troszkę kłuje w
uszy, ale też nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Przyzwoita muza na parkiet,
ale czy o to chodziło? Na pewno nie jest to ten Clan który ja lubię -
melancholijny, tajemniczy, ujmujący. Mroku też można tutaj ze świecą szukać.
Kolejne wycieczki w rejony electro są już niepotrzebne, delikatnie mówiąc, bo
mamy jeszcze niestety "Courageous", który ktoś nazwał w jednej z recenzji "darkową
VIVĄ" i ciężko z tym polemizować - tutaj już z pewnością naruszona została ta
cienka granica dobrego smaku. Nie lepiej jest w "Into extremes" i "There's no
tomorrow". Ale "Farewell" ma też na szczęście swoje drugie oblicze. Takie cudeńko
jak "Loosing my head" na przykład. To chyba najbardziej urzekający kawałek, z tą moją
ulubioną gitarą akustyczną, z rozlanymi klawiszami w tle i niebanalnym,
refleksyjnym klimatem. Albo "Skindeep" - elektroniczna ballada z ciekawymi
rozwiązaniami dźwiękowymi. Nowoczesna, ale jakże typowo Clanowa! "Dark mood" ma z
kolei w swej pierwszej części coś z gorączkowych wędrówek znanych z "Notes...",
ale na większą uwagę zasługuje druga część utworu - to co dzieje się od czwartej
minuty, te ciekawe dark-ambientowe plamy dźwiękowe. "One more time" to świetny
przebój, który otwierają piękne dźwięki skrzypiec (szkoda, że potem już milkną) i
od którego aż się miło w sercu robi, że ktoś tak jeszcze dzisiaj gra. Uczucie to
trwa w optymistycznym, bardzo melodyjnym "It's not enough", gdzie klimat tworzą
sistersowe gitarki wraz z fajnym basikiem na początku.
Mieszane uczucia, mieszana ocena.
Ocena: 6.2 / 10
|
Tomasz "Slay" Pacyna slay(at)post.pl
|
|
|