Gas "Konigsforst" (1999)
(Mille Plateaux)
|
|

(p)1999 Mille Plateaux
|
1. untitled
2. untitled
3. untitled
4. untitled
5. untitled
6. untitled
|
Pod nazwą Gas ukrywa się Wolfgang Voigt, pan wielce zasłużony dla muzyki elektronicznej, choć może nie wszyscy o nim osobiście słyszeli. Nagrywa pod całym mnóstwem różnych pseudonimów. Wielu ludzi może nie wiedzieć kim jest Wolfgang Voigt, ale chyba każdy kto interesuje się muzyką elektroniczną z kręgu experimental techno słyszał choćby jedną z nazw (jeden z pseudonimów): Mike Ink, Love Inc., Digital, M:I:5 czy Mint i jeszcze sporo innych. Na pewno są to nazwy nieobce tym, którzy słuchają muzyki z wytwórni Mille Plateaux. Pod nimi wszystkimi kryje się jeden człowiek, właśnie Wolfgang Voigt. Jego produkcje datowane są już na wczesne lata dziewięćdziesiąte, czyli na długo przed boomem na muzykę techno. Jest też właścicielem wytwórni płytowej Studio Eins (a division of Profan, że się tak z angielska wyrażę). Wydaje tam swoje eksperymenty z minimal techno. Płyty nie posiadają praktycznie żadnych informacji. Brak tytułów utworów i danych personalnych (zresztą słusznie, bo zawartość muzyczna jest jak najbardziej bezosobowa). Różnią się tylko kolorami. W ogóle dyskografia Wolfganga Voigta jest bardzo, ale to bardzo obszerna. No dobrze, tyle o nim. Przejdźmy teraz do jego projektu pod nazwą Gas i ostatniej płyty "Konigsforst", wydanej dla Mille Plateaux. Płyta zawiera sześć pozbawionych tytułów utworów. Nie jest to album zawierający muzykę techno w potocznym tego słowa znaczeniu. Właściwie trudno go jednoznacznie sklasyfikować. Zaraz na pewno pojawią się głosy po co w ogóle wynajdywać szufladkę dla opisania muzyki, ale jak wtedy opisać zawartość płyty potencjalnie zainteresowanej a niezbyt zdecydowanej osobie. Przecież można określić pewne ramy stylistyczne. A więc najogólniej, ale to naprawdę najogólniej można powiedzieć, że Konigsforst to album ambientowy z charakterystycznym dla techno bitem, który może trochę kojarzyć się (jeśli to komuś w ogóle pomoże) z płytami nagrywanymi dla Chain Reaction. Bit na tej płycie jest jakby podskórny, prawie w ogóle niezauważalny i bardzo subtelny, jak bijące serce. Muzyka dobiega z oddali, mglista, prawie nieprzenikalna, bardzo delikatna, lekko melancholijna i magiczna. Te sześć długich, powoli dryfujących utworów zabiera w niesamowitą podróż. Na pierwszy rzut ucha może się wydawać, że jest to album bardzo monotonny i trudny w odbiorze. Otóż nic bardziej błędnego. Tej płyty można słuchać wiecznie. Sam słucham jej od dłuższego już czasu i często do niej wracam. Przyciąga mnie jej magia, spokój tkwiący w tych sześciu cudownych utworach. Monotonny i niezmienny bit z cichutko pulsującym basem, powoli i delikatnie wprowadzający w klimat. Czasem pojawiają się lekko zmodulowane, rozciągnięte w czasie i gdzieś ulatujące dźwięki gitary i niskie tony rogu. To jakby muzyka lasu, gdzie słońce z trudem przedziera się przez korony szumiących drzew, pozostawiając świetlne refleksy by za chwilę zniknąć. Tak zresztą sugeruje okładka płyty. Wyczuwa się tutaj ogromny spokój. Nic nie dzieje się nagle. Piękne chwile są ulotne, prawie nieuchwytne. W tle słychać czasami trzaski przypominające te z płyt analogowych, jakby została wygrzebana ze starego stryszku z dawno zapomnianymi pamiątkami z dzieciństwa czy też zamierzchłej przeszłości, co dodaje płycie dodatkowego nostalgicznego smaczku. Ta płyta jest też wyjątkowa pod innym względem. Najlepiej (przynajmniej w moim przypadku) słucha się jej, będąc zajętym czymś innym, np. siedząc przed komputerem. Początkowo nie zwraca się uwagi na muzykę, ale ona bierze górę i przejmuje kontrolę. Zmusza mnie żebym przestał robić co robię i zasłuchał się w niej. Pozwala się zatrzymać i zadumać. Jeszcze na długo po skończeniu płyty w powietrzu unosi się ta magia i spokój. Na stronach www Mille Plateaux (a właściwie to Force Inc.) płyta ta została gatunkowo określona jako Dark Ambient. Nie wiem co podyktowało taką ocenę. Być może różni ludzie różnie ją odbierają. Dla mnie jest po prostu piękna, dojrzała, subtelna i stonowana. Bit, bardzo dyskretny, nie powinien zniechęcić nawet najbardziej zagorzałych przeciwników techno. Praktycznie jest to płyta dla każdego słuchacza. Jeśli ktoś będzie miał okazję jej posłuchać to polecam także poprzednią płytę, utrzymaną w podobnym, ulotnym klimacie: "Zauberberg" (czarodziejska góra), choć tę płytę już można by zaklasyfikować jako Dark Ambient ze względu na niespokojne, mechaniczne dźwięki wprowadzające lekko nerwową atmosferę wyczekiwania. Jakby się obserwowało śpiącego, któremu właśnie zaczyna śnić się coś nieprzyjemnego. Musicie tego posłuchać. To wyjątkowe płyty.
Ocena: 9.5 / 10
|
Koffi
|
|
|